wtorek, 26 lipca 2016

Usypiam Matthiasa. Przepraszam!

Kochani, przepraszam, ale to czas najwyższy na tego typu notkę. Niestety od dwudziestego dziewiątego   lutego nic nie dodawałam, ale gdy zaczynałam pisać od razu się zniechęcałam.


Gdy zaczynałam swoją przygodę z panią Mond i panem Ginterem, myślałam, że cała ich historia jest zaplanowana idealnie. Niestety, gdy tylko próbowałam trochę pokierować ich losy do przodu, zacinałam się. A więc można uznać, że postacie w części przeze mnie wymyślone utknęły w czasoprzestrzeni.


Nie chcę mówić o tym opowiadaniu w czasie przeszłym, bo z całego serca chcę je dokończyć, by widzieć swoje postępy w tej trudnej dziedzinie, jaką jest pisanie. Planuję powrót do niego kiedy będę na to gotowa.



Żegnając się z moimi ukochanymi bohaterami i historią, w której zostawiłam serce, łzy cisną mi się do oczów.
Żegnając się się z wami, mała grupko czytających, proszę was o to, byście życzyli mi powodzenia.    
   

Dziękuję!

sobota, 27 lutego 2016

Rozdział II "To pytanie, czy żart?"


Tak mijały dni, które składały się na tygodnie. Ona chciała się spotkać, ja też.

Ale nie mogłem. Gdyby zobaczyła mnie, jako mnie, straciłbym ją. Chyba głównie za to, że ją oszukałem? Raczej nie jest płytka. Mam też zdjęcia, na których wyglądam znośnie, ale postanowiłem posłuchać swojej nietrzeźwej głowy. Tak mamusiu, jestem bardzo dorosły. W cholerę dorosły!

```

Matt1909: Co słychać u mojej księżniczki?
Miaam: W deskę. A u księcia?
Matt1909: Okay
Matt1909: Mam pytanko
Miaam: Jakie?
Matt1909: Co byś zrobiła, gdyby się okazało, że cię oszukuję?
Miaam: ?
Miaam: Nie myślę o tym, bo byś mnie nigdy nie oszukał.
Matt1909: Hah. Dzieki
Miaam: Nadal chcesz się spotkać ze mną?
Matt1909: Jasne :)
Miaam: To dobrze, bo ja bardziej ;)
Matt1909: Jesteś cudem :)
Miaam: Wiem :)
Miaam: Pasuje mi w piątek o 17:00
Matt1909: Mi też.
Matt1909: A więc umówieni?
Miaam: Tak. Gdzie się spotkamy?
Matt1909: Przed boiskiem treningowym Borussii Dortmund.
Miaam: Bosko. Gdzie mnie zabierasz?
Matt1909: Zobaczysz
Miaam: Ale nie wiem, jak mam się ubrać głuptasku. Jestem kobietą, zlituj się ;)
Matt1909: Lubię sukienki

```



   - Erik, będziesz mi potrzebny – postanowiłem dziś być tak szczerym jak nigdy. Podobno czas działa tylko na naszą niekorzyść (patrz. Zmarszczki, wiek, majątek, zdrowie i inne mało ważne duperele)
   - Tak? - mój przyjaciel jak wierny piesek obrócił się w moją stronę, jak tylko usłyszał moje imię. Uraczył mnie jednym z tych spojrzeń, o które się nie stara, ale powala cały orszak dziewcząt.
   - Mia – powiedziałem, po czym oboje odeszliśmy w kąt, gdzie nikogo nie było. W klubie byłem uznawany za Bogurodzicę. Ich reakcją, której bym się spodziewał na wieść, że jakaś mnie zechciała to niedowierzanie połączone ze śmiechem.
   - O co znowu chodzi? Chyba ci się nie znudziła? - powiedział to z takim sarkazmem, jakby Mia trafiła mi się, jak ślepej kurze ziarno. Niepocieszające w tamtej chwili było jednak to, że chyba miał rację.
   - W piątek o 17:00 po treningu się spotykamy. Chciałbym byś wtedy ze mną był. - to nie była prośba, bo wypowiedziałem to, jak żądanie.
   - Ale po co ja ci tam? Mam ci opowiedzieć, jak dochodzi do zapłodnienia? - nie wiem, czemu on raz potrafił być taki błyskotliwy, a zaraz potem zachowywać się, tak jakby wychowywały go wilki. Jego drugą wadą także było brak zdolności wczucia się w sytuację. Przejawiła się np. teraz, gdy wykrzyczał propozycję wyłożenia mi instrukcji anatomii kobiety i mężczyzny. W jednej chwili cała „zawartość” szatni, jaką tworzyli mężczyźni z nagim torsem spojrzało się na nas, albo raczej na mnie z ogromnymi pytajnikami w oczach „to on jednak interesuje się pannami?”
   - Nie. Masz tam być, by wiedziała, że ja to ja, a nie ja to ty. Czy jakoś tak – szczerze to sam zaplątałem się w swój tok myślenia. Co tam. Mój kompan tylko wydął swoje wargi o właściwościach rozmiękczania kolan dziewczynom i gejom, by z nich wydał się wewnętrzny okrzyk oświecenia („Ooooo!”). Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, jak ta sytuacja mogła wyglądać dla osoby niewtajemniczonej, zakochanej w sobie do granic możliwości, dajmy tu jako przykład pana Romana Goalkipera Juniora. Sam sposób w jaki patrzył na swoje lustrzane odbicie był magiczny. Tak jakby cały świat zatrzymał się tylko na nim i bielutkimi płytkami tuż za nim pełniącymi rolę tła. Pod względem powodzenia miał podobne statystyki, co Erik. Lecz ten bardziej niemiecki wyrywał wszystkie na swą „uroczą nieporadność”, która potrafiła nieźle wytrącić z równowagi. Bürki wyrywał na swój typ macho. Obaj bardzo się polubili, chociaż nie wiem czemu, bo ja i Roman to trochę jak oranżada i kije – oba mają się do siebie nijak – Mam nadzieję, że się zgadzasz – wziąłem torbę i wyszedłem z szatni. Czasem i żałowałem tej swojej impulsywności, bo przez nią miałem same problemy. Na przykładzie – teraz nie poczekałem na odpowiedź Erika, więc dlatego czułem się tak niepewnie. W pewnym sensie także pod wpływem impulsu działałem wysyłając to cholerne zdjęcie. Ciekawe jakie będzie jej zdziwienie, gdy się dowie, że ja, to nie ja. Może uzna mnie za łajdaka, a może za oszusta? Zgaduj zgadula.

```
Chyba mój Matt – książę na białym koniu okazał się sadystą. Może ma zamiłowanie do wykorzystywania młodych dziewczyn z aspiracjami na modelkę, która w ogóle nie wygląda na Niemkę?

```

Zastanawiałam się bardzo długo nad doborem sukienki. Próbowałam zgadnąć jaki kolor mu najbardziej leży. Co jakbym założyła zieloną, a on akurat tego koloru by nienawidził, bo skojarzyłabym mu się z kupką niemowlaczka w pieluszce? Doskonale wiedziałam, że przeżywałam to zbyt bardzo, zbyt mocno, zbyt emocjonalnie, zbyt. Ale chciałam go oczarować, sprawić by zakochał się w tej sukience i w jakiś przedziwny sposób także i we mnie poprzez jedno zatrzepotanie rzęsami, spojrzenie, albo to jak mu pomacham. Zdałam sobie sprawę z tego, że trudno mi będzie się powstrzymać od rzucenia mu w ramiona i zaprezentowania mojej wieczorowej kreacji, którą wybiorę specjalnie dla niego. Może przez mały fakt, że lepiej jakbym wtapiała się delikatnie w resztę żółto-czarnego Dortmundu moje serce szybciej zabiło przy czarnej sukience z delikatną koronką? Chyba lepiej byłoby wyglądać uroczo, zamiast pokazywać swoje prawdziwe, parszywe oblicze? Zresztą w moim zamyśle ta sukienka będzie spisywała się idealnie, bo delikatnie odsłania ramiona, a jej dół kołysze falami wtedy, gdy kołyszą biodra? Losowi trzeba pomagać, a może wtedy stwierdzi, że to właśnie Matt – tak ten stały bywalec na portalach randkowych – jest przeznaczony mi – też tej stałej bywalczyni?
A może Matt lubi szpilki?
Właśnie, jak on w ogóle ma na nazwisko? I czym się zajmuje? Co to tak właściwie jest 1909? Może kibic? Postanowiłam dowiedzieć się o nim czegoś więcej, zanim zaprezentuję się mu w mojej ulubionej sukience. Wrzuciłam jego zdjęcie do wyszukiwania obrazów. A więc autentyczne, bo znalazło dużo zdjęć z moim losem na loterii randkowej. Na większości zdjęć jest sam, ale jak przeanalizowałam całą google grafikę, zrozumiałam, że na wielu zdjęciach jest z sympatycznym chłopakiem z głęboką zmarszczką na czole, który czule uśmiecha się do (chyba) swojego przyjaciela - Matta, który jak się składa stał się też i moją bratnią duszą.

Po godzinie dwudziestej drugiej w telefonie miałam włączone odliczanie do spotkania, znalazłam idealną fryzurę, buty i zdążyłam się oswoić z myślą, że jeżeli całą tę sprawę rozegram tak, jak należy, to te śliczne oczy jak bambi będą tylko moje. Ale co ja mogę wiedzieć? Muszę sobie ułożyć jeszcze plan działania, zaczynając od tego, by pomachać mu z daleka i zrobić tak, by to on musiał na mnie czekać, a nie ja na niego. Doskonale wiedziałam, że w tamtej chwili nie zachowywałam się rozsądnie, ale to wszystko robiłam wbrew samej sobie. I znowu ogarniały mnie te myśli mówiące „I widzisz? Przez siebie samą nie masz chłopaka, nie przez los!”. Tak, bardzo lubiłam się wyżywać wewnętrznie nad sobą. Może dlatego na zewnątrz byłam zołzą? Lecz czułam w tamtej chwili, że moje dotychczasowe życie doczeka już wkrótce wielkiej zmiany. Tak trochę, jakbym poszła do wróżki po przeszczepie dłoni, a ta zdziwiona zwątpiłaby w swoje magiczne siły mówiąc „Przecież Pani powinna już dawno umrzeć!”, a ja zaśmiałabym się jej jak ostatnia idiotka prosto w twarz, krzycząc „Bingo!”. Doskonale wiedziałam, że moje porównania w tamtej chwili były zaczerpnięte jak z zadka, a ja sama jak psychopatka, ale w końcu nią jestem – powiedział to ten, który doskonale ma prawo mnie oceniać: Erick.
Ale z nim koniec. W końcu zostały mi jeszcze pięćdziesiąt dwie godziny do nowego życia. Chyba... A odliczanie trwa.


Na drugi dzień byłam już w studiu, gdzie miały być zrobione zdjęcia kolczyków do młodzieżowej gazety. Czasami nienawidziłam mojej pracy. Może dlatego, że ja wyginałam się przed obiektywem jak tylko umiałam, a jakieś małe dziewczynki, trzymając gazetę i tak powiedzą, że mogłam się bardziej postarać? Flesze zawsze były dla mnie uciążliwe, ale dzisiaj były nie do wytrzymania. Kolczyków chyba nie będę nosiła na palcach, więc aparat migał mi lampą centralnie w oczy.
Po kilku minutach zaczęła mnie boleć głowa, potem obraz zaczął się tak dziwnie zaciemniać, rozmazywać, a kolana już nie spełniały swojej roli, bo nadawały się tylko do hurtowni papierów toaletowych, by służyć komuś jako wata. Nie wiedziałam kiedy upadałam na podłogę. Czułam tylko ból, potem nic, by w końcu usłyszeć rozmowę młodej (ja się okazało) pielęgniarki z podstarzałym (jak też się okazało) lekarzem w nieswoim, dziwnym, metalicznym łóżku.
   - Dzień dobry Pani Moon. Czy Pani mnie widzi? - zapytał się wyniosłym tonem. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę dlaczego o to mnie pyta. Otworzyłam delikatnie oczy, ale nic nie zobaczyłam. Jedynie ciemność. Przestraszyłam się, zaczęłam mrugać i szybko oddychać. Lecz jednak to na nic. Co się dzieje? Co się tu do cholery dzieje!
   - Czemu ja nic nie widzę? - zapytałam zszokowana. Starałam się mówić jak najbardziej opanowanym głosem, jednak nie umiałam nad nim zapanować. Coś w środku mnie pękło, lecz nie wiedziałam co. Doktor nachylił się nade mną i chyba chciał dotknąć moich powiek, ale najwyraźniej nie mógł przez tonę tapety.
   - Lino, zmyj pani makijaż – polecił jej, a ona grzecznie niczym piesek wydała z siebie słodziutki potakujący jęk i wzięła się za molestowanie moich oczu. Wtedy zrozumiałam, że między nimi musi być jeszcze jakiś inny kontakt niż tylko ten w pracy i że nadal nie uzyskałam odpowiedzi na moje pytanie.
   - Doktorze. - nacisnęłam na niego. Może powzięłam sobie trochę zbyt szorstki ton, ale zasługiwał na to ten podły, stary zbok.
   - Nic nie mogę powiedzieć na sto procent, ale podejrzewam naświetlenie. - miał dziwny lekko rozbawiony ton. Byłam pewna na sto procent, że nie mówi do mojej twarzy, tylko do pupy pochylonej nade mną pielęgniarki. - Lino, pośpiesz się, bo chorzy czekają - Znowu zażądał. Jak ja nienawidziłam, jak ktoś zwracał się do drugiej osoby w taki niegrzeczny sposób! Dziewczyna znowu wydała ten króliczy pisk i odkleiła się ode mnie. Najprawdopodobniej moja cera była już wystarczająco czysta, by zadowoliła jej podwładnego.
   - Czy widzi pani światełko? - zapytał się mnie, jakbym była debilem.
   - To pytanie, czy żart? - zapytałam.
   - To droga konieczna do diagnozy – odsyknął mi.
   - Nic nie widzę. Cholernie bolą mnie oczy – odpowiedziałam mu, choć go nienawidziłam. - To wszystko?
   - Tak. Jedziesz teraz na okulistykę – odpowiedział.
   - Zawiadomić kogoś? - zapytała się Lina takim samym, spłoszonym głosem, co piszczała przedtem – Możesz tutaj trochę poleżeć... - poniekąd nareszcie się ucieszyłam, bo ktoś się mną będzie interesował.
   - Nie. Podałaby mi pani telefon? - zapytałam. Pan debilny lekarz zapewne będzie zazdrosny, że odzywa się do mnie więcej niż do niego.

   - Proszę – położyła mi aparat na dłoniach, po czym zaczęła pchać moje łóżko. Ja nacisnęłam dwa przyciski po bokach telefonu i zaczęłam sylabować „ma-ma”, by się z nią połączyć. Trochę to potrwało ze względu na to, że nie mogłam zlokalizować głośnika. Gdy się udało, mama od razu odebrała.
   M: Co się stało?
   J: Jestem w szpitalu.
   M: Ale co się stało?
   J: Nie widzę, przyjedź na okulistykę, jeśli chcesz mnie widzieć. Pa, Jadę na badania *nie byłam tego pewna, więc to kłamstwo, poza tym głupio to zabrzmiało, nie?*
   M:Mia, teraz nie mogę.
   J: Chciałam tylko powiedzieć. Pa. *rozłączyłam się*



Teraz byłam bardzo wytrącona z równowagi. Dziękuję mamo, za opiekę, za piżamę, za miłość. W głębi duszy, aż się z tego śmiałam. W końcu tak było zawsze.
  - Mia jestem – przedstawiłam się, gdy już wjechałyśmy do windy.
  - Wiem. Mam twoją kartę pacjenta – zaśmiała się serdecznie – Jestem Lina.
  - Wiem. Słyszałam, jak doktor do ciebie mówił – teraz śmiałyśmy się obie. Tak fajnie jedzie się windą, gdy się leży wygodnie i nic nie widzi.







Dziękuję wam miśki, że to czytacie. Wiem, że coś długo mnie nie było, ale gdy przeczytałam ten rozdział w celach poprawki sama byłam z siebie dumna :)

Poza tym wasze 'zeszłe' komentarze okazały się przesłodkie, szczere i bardzo, bardzo motywujące. Oczywiście całe to chorobowe zamieszanie było z góry przesądzone przeze mnie. Nie linczujecie!

Jeżeli nie czytasz tylko komentarzy, by skomentować, to napisz w swojej wypowiedzi pod postem bułka. To słowo nie jest wzięte w cudzysłowy, bo nie przyciągało uwagi ;) Niestety dużo takich osób. Ale co tam! Ważne, że więcej trafia tutaj tych krystalicznie czystych ludzi-szczerości!

Dziękuję, dziękuję, dziękuję wam bardzo, że jesteście ♥♥





wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział I "Gdy jest ci zimno, to czujesz to tylko na skórze, a gdy przypominasz sobie coś, co cię bardzo zraniło, zamarza ci serce".

Miaaam: Dziękuję ci za ostatniego maila. Nie powiem, poprawiłeś mi nim wieczór :)
Matt1909: Dziękuję. To miłe :)
Miaaam: Wiesz o mnie bardzo dużo, a ja o tobie nic. Musimy się zobaczyć.
Miaaam: Jeśli oczywiście ty też chcesz.
Matt1909: Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Matt1909: Napisz do mnie maila. Chcę zobaczyć, czy rzeczywiście mają taką magiczną moc.
Miaaam: Przepraszam cię, ale praca mnie wzywa. Obiecuję, że napiszę do Ciebie
Matt1909: Jesteś cudem :)
Miaaam: Wiem :)

٭٭٭

-Ej, Matze. Co ty jesteś taki przylepiony do tego telefonu? - Erick poniekąd miał rację. Mieliśmy wyjść razem do pubu. Tylko ja i on. Bez Mii ale wciąż nie docierało do mnie, co ona we mnie widzi. Jestem jak żywa kupa nieszczęścia, która nawet nie potrafi sklecić porządnego zdania.
- Przepraszam. Wiesz, co mnie tak przykleiło.
- Więc dlatego ja się z nikim nie wiążę - pocieszenie przyjaciela
- Ja to nie ty, nie zapominaj o tym. - podrapałem się po głowie – Ona chce moje zdjęcie.
- To je jej wyślij? Nie widzę problemu - doskonale wiedziałem, że nie zrozumie, lecz nie myślałem, że zareaguje śmiechem. A jednak.
- To zauważ. Problem siedzi przed tobą! - tak, ja znowu zaczynałem ze swoimi kompleksami – moja twarz, to znaczy ryj wygląda jak twoja szafa z butami – nic nie ma w niej do pary. Patrz na mój nos, nawet dziurki mam nierówne,a ta ohydna krecha?
- Tylko nie zaczynaj ze swoimi kompleksami! - zalecił mój prywatny psycholog - Pijmy to piwo – zbyłem go ruchem dłoni, mi naprawdę nie było wesoło, czułem się jak gruzowisko.
- Erik, aniele mój kochany, pomocy!
- To, hmmm... - pomyślał chwilę. Mój przyjaciel nareszcie wyglądał jakby się wczuł w moją bolączkę - Okay, ten pomysł jest beznadziejny.
- Mów - zażądałem.
- Jak masz taki problem ze swoim wyglądem - zawahał się przez chwilę, ale chyba gdy zobaczył moje zaciekawione spojrzenie postanowił zaryzykować - to wyślij jej moje - W tamtej chwili myślałem, że przed sobą mam geniusza. Dziewczyny podbijały do niego całymi ławicami. Chwyciłem za telefon i zrobiłem kilka korzystnych zdjęć przyjaciela, by potem wysłać je Mii. Nie wiedziałem jak bardzo będę tego żałować.
- Jesteś geniuszem. Serio - byłem tak z niego dumny, z siebie też, że mam tak pomysłowego przyjaciela.
- No wiesz, ma się to coś - myślałem, że to żart, zacząłem się śmiać. Dopiero potem zrozumiałem, że Erik mówił poważnie. Nie, jednak nie był geniuszem I miał coś w sobie z matoła, ale przyjacielem był wybitnym.
- Pij to piwo lepiej - doradziłem
- Nie pośpieszaj mnie, ty alkoholiku! - na moje szczęście to był jego żart. Teraz zaśmialiśmy się oboje.
- Bredzisz. Ile już dzisiaj wypiłeś? - znowu chciałem go rozbawić.
- Ty znowu to robisz. Znowu mnie obrażasz!
- I widzisz? Ja i moje życie towarzyskie to jedna wielka kaszana. Co bym nie powiedział, to i tak można doszukiwać się dziwacznych podtekstów - było mi tak przykro, że nawet moje ulubione piwo nie zdołało zagłuszyć tego uczucia - Pogódź się z tym, że jestem do dupy.
- Sprawiasz mi przykrość, jak tak o sobie mówisz. Jesteś super - łyk piwa - ale zachowujesz się jak zakompleksiona baba - ja też wziąłem łyk piwa.
- Dziękuję za szczerość. Widzisz? Nawet męski nie jestem - okay, teraz to już poczułem, jak depresja puka do moich drzwi.
- Słuchaj, laski uwielbiają piłkarzy. Zaszpanuj trikami z piłką, a same wejdą ci pod kołdrę.
- Po pierwsze - nie chcę jej tylko wykorzystać, po drugie - uważam, że mogę wiązać co do niej poważne plany na przyszłość. Mia chce się ze mną spotkać - po tych słowach mój przyjaciel zachłysnął się złotym napojem, czego kompletnie nie zrozumiałem - No co? Jak myślisz, że to za wcześnie na planowanie przyszłości, to się mylisz
- Nie o to chodzi! - Erik wyglądał na wyraźnie zdenerwowanego - Ty już wysłałeś jej to zdjęcie? - dopytywał
- Tak
- Stary, ona chce się z tobą zobaczyć! - W tamtej chwili zrozumiałem, co ja najlepszego zrobiłem.
- Jestem idiotą, jestem idiotą, jestem idiotą... Jak mogłem do tego dopuścić. Jestem idiotą, jestem idiotą. Jak ona mnie zobaczy, to zrozumie, że nie jestem pierdzielonym Erikiem Perfekcją Durmem - to chyba nazywa się atak paniki. W tamtej chwili czułem jak moje ciało uderza wielki młot. Tak, to uczucie porównywalne było w moim mniemaniu do ciosu w brzuch zadanym wielkim młotem. Moja wątroba chyba ucierpiała podczas tego wyimaginowanego ciosu - Zaraz zwymiotuję - powiedziałem mojemu kompanowi. Chciałem jeszcze prosić o szklankę wody, ale zjedzony przeze mnie tego dnia pokarm wyprzedził mnie i ujrzał światło dzienne. Zdążyłem tylko odchylić się w bok. Oto tak działa na mnie miłość. I to wcale nie mówię tu o jakimś głębokim uczuciu, tylko o chęci szczęśliwego zakończenia. Ale wracając do sytuacji moich wymiocin na czerwono-czarnych kaflach, podszedł do mnie barman ze szklanką letniawej wody w lekko zabielonej od kamienia szklance. Przyjąłem napój nie zważając na ryzyko zaproszenia ameby do mojego przełyku poprzez picie z lekko brudnego naczynia. I tak miałem wtedy poważniejsze problemy.

Mia

Matt, Matt, Matt. Co ty na to, byś powiedział mi, jak zacząć maila? - skupiona mówiłam do jego konta na portalu randkowym - Może Kochany? Zbyt nachalnie... Drogi? Tak materialnie - jeszcze przez chwilę się zastanawiałam. Wkrótce mój mózg chyba zaczął funkcjonować w granicach normy, co przejawiło się idealnym zwrotem

Do Matta

Tak, dwa słowa! To jest coś, zważywszy na dwie strony od Matta, które znalazłam dzisiaj rano w skrzynce. Te magiczne dwie strony, które wydrukowałam i powiesiłam nad łóżkiem... W tamtej chwili kierowałam się tylko magicznymi słowami zawartymi w tych najlepszych dwóch stronach w moim życiu. W tych dwóch cholernych stronach przelał na mnie więcej uczucia niż Erick przez cały nasz chory związek. Tak, ja znowu to zrobiłam - znowu wspomniałam o człowieku, który spaprał moje życie. Dźwignęłam się na rękach, jakby poszukując siły. W tamtej chwili to ona była mi bardziej potrzebna niż tlen. Chwyciłam za paczkę papierosów i pomaszerowałam na balkon, gdzie doszłam do wniosku, że czas przerzucić się na cieplejsze ubrania. Miałam wrażenie, że tysiące małych igiełek wbija się w mój kark, plecy, nogi. Czy to był mróz, czy smutne wspomnienia? Chyba to drugie, bo gdy jest ci zimno, to czujesz to tylko na skórze, a gdy przypominasz sobie coś, co cię bardzo zraniło, zamarza ci serce. Tak jak w Krainie lodu w moje wbiła się lodowa igła, którą roztopić może tylko prawdziwa miłość. Do tego właśnie dążę, więc muszę napisać ten mail. Zebrałam myśli w jedno, zgasiłam papierosa I wyrzuciłam peta gdzieś nisko na ziemię. Zaraz potem byłam już pod kocykiem z laptopem na kolanach.

Do Matta

Dziękuję Ci jeszcze raz za poprzedni mail. Wypadało by Cię przeprosić za zdarzenie z mojego życia, o których już za moment się dowiesz.

A więc może zaczniemy od krótkiego wstępu? Pozwól, że sama odpowiem sobie na to pytanie. Oczywiście. Może oglądałeś Krainę lodu I przypadkiem wiesz, kto to Elza, Anna?
Jestem pewna, że tak, bo kto nie lubi animowanych filmów? Ale jakbyś nie oglądał, to opowiem Ci o nich. Elza od zawsze miała moc zamrażania w dłoniach. Ale to nie było tak, że była zła, po prostu jak była mała nie umiała ich kontrolować I niechcący wyrządziła krzywdę swojej siostrze – Annie (wbiła jej lodową igłę w serce I jedynie prawdziwa miłość może ją rozpuścić). Mroźna siostra ukrywała siebie I swoje moce w zamku, lecz pewnego dnia jej sekret się wydał. Uciekła daleko od swojego miasteczka I została... samotna. Sama pośród lasów w swoim lodowym zamku. Wiesz co? Jestem kimś pomiędzy Elzą I Anną.
Po Annie mam lodową igłę w sercu, a po Elzie samotność.

Błagam, powiedz mi, że nie jesteś czterdziestoletnim starym facetem, na którego profilu są same brednie. Nie myśl sobie, że Ci nie ufam, bo to nie o to chodzi. Ja po prostu jestem tak jakby 'życiowym tajniakiem' I obowiązuje mnie zasada ograniczonego zaufania.

Przepraszam, ze zaczęłam od smętów. Mam nadzieję, że nie uznasz mnie za smutasa I nadal będziemy pisać. Jejku, jak romantycznie :(

Wiesz, że też jesteś Cudem?

Twoja Mia :)

I oto mu napisałam. Zrobiłam to. Tylko czemu mi nie wyszły dwie strony? Tak bardzo się starałam. Czemu ja napisałam mu taki smęt? Chyba powinnam zacząć pisać treny, bo wszystko potrafię popsuć w popiół, w pył. Dlaczego ja to już wysłałam? Chwila, nie wysłałam. Jeszcze nie. Moment, czemu ja chcę nacisnąć 'Wyślij'? To chyba kobieca intuicja. Tak droczyłam się często ze sobą, tak jakby moja wewnętrzna Elza zadawała pytania, a Anna odpowiadała. Pomyślałam, że wyślę. W końcu zawsze nie będzie super kolorowo, nie?
Wcisnęłam to magiczne 'Wyślij'. Ku mojemu zdziwieniu od razu dostałam od niego wiadomość na czacie. Weszłam w okienko do rozmów. O Jezu! To załącznik – wykrzyknęłam. Ciekawe, co mi przesłał. Kilka sekund później byłam już w niebie. Najpierw zauważyłam te przepiękne oczy w kolorze oceanu, moje piękne Lazurowe wybrzeże. Chyba każda dziewczyna mogłaby przy takich zasypiać. Miał takie idealne zmarszczki na czole I te karmelowe włosy. Ideał. Tak to był anioł o pełniejszych ustach niż moje, bielszych zębach niż ja i nosie takim smukłym... No anioł! Ja sama jak się patrzyłam na to zdjęcie czułam się jak w raju. Już widziałam siebie jako Ewę, jego jako Adama. Wyobrażałam go sobie jako blondyna ze śmiejącymi się niebieskimi oczami I taką szczerą twarzą. Oczywiście wygląd nie jest najważniejszy. Tak dokładniej, to wygląd jest nieważny. Gdybym się przejmowała wyglądem, teraz siedziałabym w rozciągniętych na kolanach dresach? Pomimo tego lubiłam te dresy, uwielbiałam w nich biegać. Już taka jestem, tak łatwo przywiązuję się to rzeczy, stanów, ludzi. Poza tym nastawianie się na to, że może być bóstwem było takie nieszczere w stosunku do samej siebie. W końcu zabawni I uroczy chłopcy zarezerwowani  tylko dla pięknych dziewczyn. Nie dla pustych modelek bez grama krągłości I głębszych aspiracji. Ale takiego chłopaka tutaj się nie spodziewałam. Nadal w to nie mogę uwierzyć. Tylko czekać, aż się mną znudzi

O Mój Boże! Przez tego maila pomyśli, że jestem nudna I da sobie ze mną spokój. Albo co jeszcze jest gorsze zacznie się nade mną litować. Czy ja chcę tak wiele? Ja chcę tylko trochę miłości. Jak o przyjaciółkę prosiłam, to nawet mnie nie posłuchał. Może teraz nagle cisnęły w nim wyrzuty sumienia I zesłał mi kogoś wartościowego? Nie, to pewnie tylko kolejna zmyłka.

٭٭٭

Miaaam: Już jestem :)
Matt1909: Ja też :) *wirtualna piątka* Jak sesja?
Miaaam: Trochę było ciężko, ale jestem zadowolona
Matt1909: Jestem z ciebie dumny
Miaam: Ja z siebie też, chodź dzisiaj zawaliłam w sprawie maila...
Matt1909: Czemu zawaliłaś? Nie rozumiem
Miaaam: Lubisz czytać treny, nie?
Matt1909: Co ci strzeliło do głowy, jakie treny?
Miaaam: Ten mail to jeden wielki tren.
Matt1909: Nie. Wszystko, co związane z tobą jest idealne.
Matt1909: Też uwielbiasz Krainę Lodu?
Miaaam Kocham
Matt1909: Chyba łatwo kochasz?
Miaaam: Niestety tak.
Matt1909: Czemu niestety?
Miaaam: Bo łatwo mnie skrzywdzić.
Matt1909: Nie jestem czterdziestolatkiem.
Matt1909: Dziękuję za maila
Miaaam: Dziękuję za zdjęcie
Matt1909: Dziękuję, że jesteś
Miaaam: I wzajemnie
Matt1909: Jesteś cudem :)
Miaaam: Wiem :)


***


Szczerze? Nie jestem nawet trochę z niego zadowolona. Dałam ciała. Ale tak szczerze? To Matze jest przesłodziutki tutaj. tak wiem, że już go pokochałyście - Matthiasa i jego ciapkowatość : )

Błagam nie złośćcie się za ten rozdział. taki krótki, kijowy, nic nie ma z idealności, ale ja się dopiero uczę ; )
Uwielbiam was. Kocham tylko szczerze komentujących! : )


sobota, 26 grudnia 2015

PROLOG

Zapewne też wiecie, jak smakuje samotność - to gorzkie uczucie pod językiem? A zwłaszcza kiedy przypominasz sobie o czymś, czego już nigdy nie odzyskasz. Od prawie roku budzę się w nocy, zapalam lampkę obok łóżka, biorę zapalniczkę, papierosa i wychodzę się przewietrzyć na balkon. Oczywiście ta wersja obowiązuje tylko wtedy, gdy udaje mi się choć na moment zasnąć. Na początek myślałam, że to wina lamp na sesjach, które towarzyszą mi praktycznie codziennie, ale nie. To samotność.

Samotnością posypał moje życie Erick, gdy dwudziestego stycznia zaraz po przebudzeniu powiedział mi, że jest ze mną z przyzwyczajenia, nie z miłości. Spakował swoje wszystkie rzeczy, które miały być wkrótce nasze i około ósmej był on, byłam ja, ale nas już nie było. Już nigdy razem. Podły idiota.

Jak więc nie wytłumaczyć faktu, że mam dosyć samotności, dosyć pustego mieszkania i tego, że tak szaleńczo szukam miłości? Obecnie zalogowana jestem na trzech  portalach randkowych. Chyba nic z tego nie wyjdzie. Podobno w internecie najłatwiej znaleźć męża. Ale jak mam znaleźć sobie jakiegoś męża, jak nie umiem nawet odkopać jakiegoś porządnego maila wśród tych od zboczeńców? Oprócz jednego, wyjątkowego. Ale nie chcę być sama. Już nigdy.
Może on mi w tym pomoże?

***
O matko, nie wierzę. Ja to naprawdę napisałam. To nie jest idealne, ale nareszcie się przełamałam i zaczęłam pisać własnego bloga z opowiadaniami. Dziękuję wam, że ze mną jesteście (jeśli oczywiście jesteście). Może wiecie, że potrzebna jest mi motywacja? Proszę was o komki!